29.12.2016

„Trzynasty miesiąc poziomkowy” Krystyna Siesicka




Podobno Krystyna Siesicka była pisarką kultową. Ja akurat nie znałam jej książek, bo od zawsze z większą chęcią sięgałam po autorów zapomnianych niż tych rozchwytywanych. Niedawno Michał z Biblionetki polecił mi „Beethovena i dżinsy”. Pomyślałam sobie: czemu nie, zobaczę, jak pisze ta Siesicka. Ale na pierwszy raz wybrałam inną książkę, „Trzynasty miesiąc poziomkowy”, gdyż zaintrygował mnie jej tytuł. 

Jest to krótka powieść. Akcja toczy się przeważnie w warszawskiej jadłodalni „Przydrożny barek”. Pani Izabela przychodzi do niej codziennie. Rozłożywszy na stole zeszyty i długopisy, próbuje pisać książkę o stałych klientach. Obserwuje ich, stara się odgadnąć, co robią w domu, kogo kochają i co myślą. Szczególnie mocno ciekawią ją Jasmina – licealistka, którą tak nudzą lekcje, że ucieka z nich pod byle pretekstem, i Petra – bardzo biedna malarka. Po pewnym czasie do kręgu obserwowanych Izabela dołącza też dyrektorkę liceum, Małgorzatę. Dyrektorka jest nieco nieodpowiedzialna, gdyż prowadzi korespondencję z nieznanym mężczyzną i zwierza się mu z ważnych spraw. 

Bywalcy „Przydrożnego barku” piją więc koktajle poziomkowe, jedzą zupy, próbują odgadnąć, kto podłożył bombę do pobliskiego liceum, i obserwują uczucie rodzące się pomiędzy Petrą a Tomem. Przyjemnie czytało się o chłopaku, który – chcąc oszczędzić ukochanej rozczarowań – zdobył się na ogromne poświęcenie. Petra nie jest zwyczajną dziewczyną, ale artystką z powołania. Choć nikt nie chce kupować jej obrazów, nie ma zamiaru iść do zwyczajnej pracy. Zresztą kiedy wiesza swoje prace na ścianach „Przydrożnego barku”, szczęście się do niej uśmiecha.

Czuję się zdezorientowana. Nie zdołałam odkryć, na czym polega urok Siesickiej. „Trzynasty miesiąc poziomkowy” mnie nie zachwycił, ale i nie zniechęcił. Powiem tak: to rzecz dla wyjątkowo cierpliwego czytelnika. Wszystko jest tu niekonkretne, blade. Akcja toczy się niemrawo, postacie są mało wyraziste, obce czytelnikowi, nie wiadomo, co pisarka Izabela sobie wyobraża, a co dzieje się naprawdę. Dialogi nie zawsze brzmią prawdziwie. Bez trudu odgadłam, kto bawił się w pirotechnika i jak zakończą się perypetie uczuciowe Petry oraz Jasminy. Jedyne, czym Siesicka mnie zaskoczyła, to tożsamość mężczyzny piszącego e-maile do pani dyrektor.

Jak na mój gust, autorka za często opisuje jedzenie i stroje. Jadąc autobusem, stojąc w kolejce po chleb czy przebywając wśród znajomych, wciąż muszę wysłuchiwać, kto co zjadł, jaki sobie ciuch kupił i ile za niego zapłacił. Nic więc dziwnego, że kiedy w książkach natrafiam na tego typu informacje, czuję znudzenie. 

Moja ocena: 3/6.

---
Krystyna Siesicka, „Trzynasty miesiąc poziomkowy”, Akapit Press, 2004

28 komentarzy:

  1. Nie czuj się zdezorientowana, po prostu się spóźniłaś - pod urokiem jej książek były nastolatki w latach 70-tych a nie panie w średnim wieku w drugim dziesięcioleciu XXI wieku :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co te nastolatki widziały w jej książkach? :) W „Trzynastym miesiącu poziomkowym” znalazłam informację, że powieści Siesickiej sprzedały się w niemal 4000000 egzemplarzy. To jest dopiero wynik! Współcześni pisarze mogą jej pozazdrościć. Dziś już ludzie nie kupują tyle książek, co kiedyś.

      Usuń
    2. Realistycznie, jak na tamte czasy, przedstawione problemy młodzieńczych uczuć. Ty wybrałaś akurat książkę napisaną w czasie, gdy Siesicka "złoty okres" miała już dawno za sobą. Trzeba było się słuchać Michała :-)

      Usuń
    3. Trzeba było. :) W późniejszym okresie twórczości Siesicka pisała dużo książek, co roku wydawała jedną albo nawet dwie. Taki pośpiech musiał się odbić na jakości.

      Usuń
    4. Zawsze się odbija, ale też i nie ma co oczekiwać po powieści dla młodzieży czegoś nadzwyczajnego, wystarczy żeby było przyzwoicie.

      Usuń
    5. Przede wszystkim musi być ciekawa akcja. A ta książka sprawia wrażenie, jakby autorka chciała pisać, ale nie wiedziała, o czym...

      Usuń
    6. Pewnie trudno jej było powiedzieć sobie "stop", nie jej jedynej, tak przecież miał też i Niziurski i Nienacki. Bywa.

      Usuń
    7. Zgadzam się, wielu autorów nie wie, kiedy przestać. I kiedy zacząć, bo wydają za wcześnie. Ale to już inna sprawa. :) Z takich autorów, którzy nie potrafili wyczuć momentu, kiedy trzeba przestać pisać, kojarzę Ewę Ostrowską. Jej wczesne powieści były świetne, ostatnie – żenująco słabe.

      Usuń
  2. Polecam bardzo świetne "Jezioro osobliwości" (dodam, że podobna w treści, osławiona "Zapałka na zakręcie" właściwie mi się nie podobała) oraz "Fotoplastykon". Jeżeli po tych dwóch tytułach "nie zaskoczy", to widocznie z Siesicką Ci nie po drodze, i już ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, chętnie przeczytam. „Jezioro osobliwości” – jaki piękny tytuł! Myślę, że gdyby było mi z Siesicką nie po drodze, zniechęciłabym się już po przeczytaniu pierwszej jej książki. Po prostu trafiłam na słabszy jej utwór. :) Ostatnio bardzo lubię stare powieści dla młodzieży.

      Usuń
  3. Siesicka znam z tych tytułów które wymieniła Eireann.Ztym że znajomość zawierała w wieku lat nastu i wydaje mi się że wtedy byłam o wiele mniej krytyczna.Przynajmniej co do literatury 😉 A ten miesiąc poziomkowy zupełnie jest mi nieznany to musi być jakiś pierwszy albo ostatni wyczyn autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wierzyć Wikipedii, to jedna z jej ostatnich książek – po „Trzynastym miesiącu poziomkowym” ukazało się tylko pięć powieści. Też byłam mało krytyczna w wieku lat nastu. Podziwiałam „Zbrodnię i karę”, ale z równie wielkim zachwytem myślałam o trzeciorzędnych romansidłach. :)

      Usuń
  4. Dla mnie nazwisko tej Pani również brzmi zupełnie obco, a Twoja recenzja wcale nie zachęca, by bliżej poznać twórczość pisarki, chociaż sam uważam się za czytelnika dość cierpliwego :)

    Ale z drugiej strony może ta błahość to zabieg celowy - w końcu w życiu młodego człowieka również wiele sprawy posiada ogromne znaczenie, chociaż z perspektywy dorosłego są to mało znaczące epizody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem to niezbyt ciekawa powieść... Poza tym ja nie lubię książek, których akcja w większości dzieje się w kawiarni czy jadłodalni.

      Usuń
  5. Inna perspektywa, inny odbiór, szkoda, że nie wszystkie książki mają cechę ponadczasowości, kiedyś robiły wrażenie, a dziś już lekko przynudzają. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tylko niektóre książki dobrze znoszą próbę czasu, pozostałe niestety nudzą, rozczarowują. :)

      Usuń
    2. Dlatego do pewnych się wraca z dużym zainteresowaniem, choćby aby dowiedzieć się, jaki będzie ich nowy odbiór, albo po odświeżenie wspomnień z dawnych lat, naładowanie przyjemnymi skojarzeniami, a inne boimy się ponownie wziąć do ręki by nie niszczyć zapamiętanego obrazu. :)

      Usuń
  6. Też ominął mnie fenomen Siesickiej, choć chyba Zapałkę na zakręcie musiałam czytać, była szkolną lekturą. A w wieku szkolnym podobnie jak Ty zachwycały mnie i wielkie dzieła i każda książka lekka, łatwa i przyjemna. Jezioro osobliwości pamiętam z ekranizacji- strasznie (celowo używam tego słowa, bo takim słownikiem się wtedy operowało w moim wieku) mi się podobało. Dobrego Roku Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i nawzajem, wszystkiego najlepszego w nowym roku! A wiek nastoletni jest dziwny, nie sposób odróżnić książki dobrej od złej. Ta umiejętność przychodzi z czasem. :)

      Usuń
  7. Tego tytułu akurat nie znam, ale pamiętam, że będąc nastolatką przeczytałam kilka książek tej autorki i chyba mi się podobały. Niestety szczegółów nie pamiętam. Dzisiaj nie odważyłabym się za nie zabierać - po co psuć sobie miłe wspomnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, powrót do książek lubianych przed laty często kończy się rozczarowaniem. Też nieraz boję się wracać, wolę zachować dobre wspomnienia. :)

      Usuń
  8. To ja się zachwycałam Siesicką, ale jej wcześniejszymi książkami. Takimi właśnie, jak "Bethoven i dżinsy". Tej nie znam, bo dorosłam i już jej książek nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, żałuję teraz, że omijałam tę autorkę. „Beethovena i dżinsy” przeczytam na pewno! A wczoraj zaczęłam czytać „Zapytał czas”. I podoba mi się, to o wiele lepsza książka niż „Trzynasty miesiąc”. :)

      Usuń
    2. Tej też nie znam....
      W tym czasie co Siesicka pisała też Halina Snopkiewicz ...jej książki też lubiłam.

      Usuń
    3. Snopkiewicz niestety nie znam... A „Zapytał czas” pisany jest z punktu widzenia przedstawicielek trzech pokoleń: szesnastoletniej dziewczyny, jej mamy i babci. Wszystkie trzy mają na imię Julia. Na razie przeczytałam tylko do pięćdziesiątej strony, może dziś wieczorem znajdę czas, by dokończyć.

      Usuń
    4. Snopkiewicz polecam a tą mnie zainteresowałaś...lubię takie książki wielopokoleniowe...

      Usuń
    5. Zainteresuję się Haliną Snopkiewicz. Wolę stare książki niż przereklamowane nowości. :)

      Usuń