26.01.2012

Marie de Hennezel „Śmierć z bliska”


Marie de Hennezel to niezwykła osoba: przez wiele lat pracowała w ośrodku opieki paliatywnej na stanowisku psychologa. Zaprzyjaźniała się z nieuleczalnie chorymi ludźmi, wiedząc, że za kilka dni lub tygodni zamkną oni oczy po raz ostatni. Rozmawiała z nimi o śmierci, starała się ich uspokoić i zmniejszyć ich lęk. Uważała, że strach przed śmiercią i ból fizyczny można wyeliminować. Swoje wrażenia z tej pracy przedstawiła w książce pt. „Śmierć z bliska”.

Ciągłe przebywanie w towarzystwie umierających nie uczyniło z Marii de Hennezel osoby depresyjnej i ponurej. Stwierdziła, że odkąd podjęła pracę w hospicjum, żyje intensywniej i bardziej świadomie. Jej radość życia może nawet trochę dziwić. Autorka przedstawiła kilkoro pacjentów - Patrycję z nowotworem, chorego na AIDS Bernarda, sparaliżowaną Danielle. Poznała te osoby dopiero wtedy, gdy przybyły do hospicjum, by umrzeć - i my, czytając o nich, musimy zdawać sobie sprawę, że w pewnym momencie na kartach tej książki zostanie opisana ich śmierć. Czy przyjmiemy to z takim samym optymizmem jak autorka? Czy po odłożeniu książki będziemy tak zadowoleni jak ona? Czy zgodzimy się z nią, że śmierć jest kulminacyjnym momentem życia i nadaje życiu sens?

O tym, jak rozmawiać z umierającymi, Marie de Hennezel napisała dosyć wnikliwie. Ukazała to m.in. na przykładzie chorej na raka Patrycji. Patrycja nie wie, co w rzeczywistości oznacza przyjęcie jej do hospicjum. Zachowuje się niespokojnie, nie może spać w nocy, wciąż przywołuje pielęgniarki. Chyba nie wierzy w optymistyczne słowa męża, który podtrzymuje mit o wyzdrowieniu. Personel hospicjum przeciwny jest okłamywaniu chorego, toteż przy najbliższej okazji Marie de Hennezel przekazuje Patrycji prawdę o jej beznadziejnym stanie, oczywiście w jak najdelikatniejszy sposób.

Rodzina często prosi, by nie informować pacjenta o braku perspektyw na wyleczenie, twierdząc, że nie uniesie on ciężaru prawdy, tymczasem on już ją najczęściej zna i dźwiga samotnie. Najgorszą samotnością umierającego jest to, że nie może on powiedzieć swoim bliskim, że umiera”[1] - uważa autorka książki. Chory denerwuje się, gdy nie może z bliskimi szczerze porozmawiać, nie chce słuchać fałszywych pocieszeń i paplania o powrocie do domu.

Do hospicjum przyjęto starszą kobietę, Marcelę. Marcela jest niespokojna, wciąż mówi o śmierci, a jej przerażona córka krzyczy: „Mamusiu, jak możesz tak mówić! Jak ci nie wstyd!”[2] i zapewnia, że w tym zakładzie ją wyleczą. Córka zostaje przez personel wyproszona za drzwi, a Marcela dowiaduje się, że niebawem umrze. O dziwo, uspokaja się. Teraz wie, co ją czeka, wie, czym się zająć - wydaje córce dyspozycje dotyczące własnego pogrzebu i swojej ostatniej woli. „Myśli się o chronieniu tego, kto ma umrzeć, ale tak naprawdę - czy nie chodzi przede wszystkim o ochronę samego siebie?”[3] - zauważa autorka.

„Śmierć z bliska” została napisana w połowie lat osiemdziesiątych, ale nie sprawia wrażenia przestarzałej. Na pewno zaciekawi osoby, które chcą wiedzieć, jak zachowywać się w obecności umierających.

---
[1] Marie de Hennezel, „Śmierć z bliska”, przeł. Agnieszka i Jerzy Brzozowscy, wyd. Znak, 1998, str. 37.
[2] Tamże, str. 36.
[3] Tamże, str. 24.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz