29.01.2012

„Złoty pelikan” Stefan Chwin


Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się Złoty pelikan. Jest to książka piękna, smutna, metaforyczna, pokazująca upadek człowieka, ale bez mówienia czegokolwiek wprost - czytelnik sam oceni zachowanie Jakuba, rozżali się jego losem bądź przeciwnie, znudzi się. 

Według mnie jedyną wadą tej powieści jest zbyt poetycki język. Ten język najpierw mi się bardzo nie podobał. Przez pierwszy rozdział musiałam przebrnąć, zżymając się na lakoniczne opisy. Ale już od drugiego rozdziału przyzwyczaiłam się do tego typu narracji i języka. 

Bohaterem powieści jest Jakub, człowiek na stanowisku, spokojny, wiodący uporządkowane życie. Pewnego dnia Jakub uświadamia sobie, że podczas egzaminowania być może wystawił za niską ocenę „dziewczynie z rzemykiem”, a krążą plotki, że któraś z nieprzyjętych popełniła samobójstwo. Ale czy to ta, która prosiła go o zmianę oceny? Próbuje przypomnieć sobie, co naprawdę wydarzyło się podczas egzaminów, lecz jak przypomnieć sobie coś, na co nie zwróciło się najmniejszej uwagi? Jakub usiłuje sobie wmówić, że nawet jeżeli pomylił oceny, to cóż z tego? To nie jego wina, tylko pech, bo: „Jeżeli tamta dziewczyna rzeczywiście coś sobie zrobiła, cóż on na to poradzi, że trafił na wariatkę? Normalna jakoś by przeżyła”.

A jednak Jakub, choć niby usprawiedliwiony, nie znajduje spokoju. Zaczyna szukać odpowiedzi na pytanie, co stało się z tamtą dziewczyną. Jego życie zaczyna się zmieniać. Uporczywie wraca myślami do feralnego wydarzenia, czuje lęk przed egzaminowaniem (bo co będzie, jeżeli znowu ktoś poczuje się niesprawiedliwie oceniony?), pojawiają się epizody kleptomanii, depresja... Coś rozregulowało się w delikatnym mechanizmie, jakim jest mózg człowieka. 

W Złotym pelikanie poruszony jest też problem bezdomności. Co myślimy o tych osobach? Najczęściej omijamy je szerokim łukiem, bo zagradzają drogi, bo wyglądają nieestetycznie i brzydko pachną, bo nie pracują, a my pracować musimy; wrzucamy do ich puszki pieniążek albo nie wrzucamy. Panuje przekonanie, że to pijacy, narkomani i lenie. Tymczasem nie zawsze tak jest. Wcale nie tak rzadko są wśród nich ludzie chorzy, pozbawieni energii, niezdolni do wykonywania codziennych obowiązków. Właśnie takiego bezdomnego pokazuje Stefan Chwin. Każdy wrażliwy człowiek zrozumie, że ów kloszard stał się bezdomny nie ze swojej winy. Jest on mocno chory, niezdolny do życia, nierozumiejący nic, zapominający nawet znaczenia słów. To smutne, że takim biedakom nikt nie pomaga. Wygania się ich na ulicę, zdarza się, że umierają pod nogami obojętnych przechodniów. 

Jest w Złotym pelikanie scena bardzo okrutna, kiedy to bezdomni padają ofiarami bezsensownej nienawiści. Bohater, uciekając przed podpaleniem, wędruje przez podziemne rejony Gdańska. 

Powolna akcja, niepowtarzalny klimat. Po przeczytaniu pozostaje lęk - bo tak łatwo o upadek. Tak łatwo stracić wszystko - pracę, mieszkanie, sens życia... I nie ma odpowiedzi na pytanie: dlaczego.

Napisane 2008-10-07

4 komentarze:

  1. B. ciekawy blog, będę czytać
    pozdrawiam czytacz1967

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro zachęcasz - spróbuję :-), choc gdy niedawno sięgnąłem powtórnie po "Hanemanna", trochę zniesmaczony odłożyłem go. Nie strawiłem nachalności w epatowaniu czytelnika "przedwojennością", choc książkę czyta się dobrze. "Esther" przemęczyłem. Jednak jeśli o "gdańskośc" powieści nie do pokonania jest P. Huelle z "Weiserem Dawidkiem" i "Castorpem", no i oczywiście G. Grass ("Blaszany bębenek"). PS. Miło trafic na blog niezalewany współczesną "masówką". Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo zachęcam, cudna książka. Moim zdaniem Chwin wspaniale pisze. Ale też nie każda jego książka mi się podoba. "Pannę Ferbelin" przeglądałam i odłożyłam, nie zainteresowała mnie.
      Pozdrawiam również:)

      Usuń