29.01.2012

„Uwięzione dzieciństwo” Jolanta Szulkowska


Książka Jolanty Szulkowskiej pt. „Uwięzione dzieciństwo” spodoba się osobom, które lubią czytać o życiu wewnętrznym drugiego człowieka i które dokładnych opisów czyichś traum nie uważają za dłużyzny. Autorka napisała tę książkę w celach terapeutycznych, gdy spostrzegła, że rozpada się jej małżeństwo i że pod względem emocjonalnym czuje się jak sierota, choć ma matkę. Zapragnęła dowiedzieć się, skąd to dotkliwe poczucie winy i krzywdy i czy była kochana przez matkę, czy też nie. Postanowiła cofnąć się pamięcią do lat, kiedy była małą dziewczynką, a także zrekonstruować dzieciństwo swojej matki Reginy. Zdecydowała się na niezwykłą podróż w głąb czasu i w głąb siebie, nie wiedząc, ile w tej podróży straci, a ile zyska i czy zdobyte wiadomości uspokoją ją, czy też jeszcze bardziej przygnębią. 

Okazało się, że dzieciństwo Reginy było nietypowe i straszne. Po pierwsze dziewczynka w wieku sześciu lat straciła matkę, po drugie jej ostatnie spotkanie z matką odbyło się w bardzo ponurej, traumatycznej atmosferze. Kobieta zachorowała na jakąś tajemniczą chorobę, najprawdopodobniej na grypę. Rodzina nie od razu wezwała lekarza. Puszczono chorej krew, co ją jeszcze bardziej osłabiło. Konając, przeklinała swój los i zapowiadała, że nie zostawi swoich dzieci na poniewierkę, nie odda ich nikomu. Nagle zażyczyła sobie, by podano jej leżącą w kołysce malutką Basię. Zebrani nie spełnili tej prośby w obawie, że osłabiona kobieta nie utrzyma córki. Wówczas umierająca złowieszczym głosem powiedziała, że Basia przyniesie Regince nieszczęście, po czym rzuciła szklanką w stronę niemowlęcia. Próbowała też udusić Reginę. 

Potem Regina zaczęła zachowywać się dziwnie. Nie okazywała domownikom wdzięczności za uratowane życie. Uważała, że matka ma prawo zabrać ze sobą dzieci do grobu, że chroni je w ten sposób przed gorzkim losem sierot. Małej sierotce ktoś powinien wytłumaczyć, że jej matka przed śmiercią doznała jakiegoś zamroczenia umysłu, jednak nikt taki się nie znalazł. W trudnym wojennym i powojennym czasie nikt nie miał głowy do tego, by przejmować się bólem psychicznym dziecka. Ojciec szybko sprowadził do domu macochę, a Reginka ze swoją traumą została sama. Rosła. Ale poczucie, że pozbawiono ją prawa do żałoby, a siostra Basia to największy jej wróg, także w niej rosło. Czy z takimi przekonaniami mogła być dobrą matką dla swoich dzieci? 

Czytając „Uwięzione dzieciństwo”, miałam wrażenie, że autorka powierza mi bardzo bolesne tajemnice swojej rodziny i że zdobyła się na ogromną szczerość, a także odwagę, bo poznawanie rodzinnych tajemnic na pewno wymaga odwagi. Ciekawa książka, polecam. 

5/6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz